Wyborcza

Vegetarian Calenar 2018 // fot. Roland Okoń

– Jest granica pomiędzy pustym kiczem a subtelnym pokazaniem człowieka i jego piękna. Chcę, aby mój kalendarz prowokował, ale jedynie do rozmów o wegetarianizmie – mówi fotograf Roland Okoń, który wydał właśnie trzecią edycję kalendarza z aktami wrocławianek, które nie jedzą mięsa.

Karolina Kijek: „Vegan is the new sexy” to hasło promujące kalendarz z pana zdjęciami. Co to dla pana oznacza?

Roland Okoń*: Sexy jest branie odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale i za świat. To empatia wobec zwierząt i troska o środowisko. Bycie wegetarianinem to więc mały kamyczek dokładany do zmiany świata na lepsze. Piękno to dla mnie nie tylko pierwiastek fizyczny, kształty, ale też styl życia i wnętrze danej osoby.

Oglądając po raz pierwszy fotografie z kalendarza, ktoś może pomyśleć, że to tylko pochwała kobiecego erotyzmu w wysublimowanym wydaniu. Ale wiedząc, że sfotografowane modelki są wegetariankami, oglądający dostrzeże, że nagość to tylko uzupełnienie.

Mimo to kalendarz z aktami wegetarianek nie wszystkim się podoba.

– Wiem, że kalendarz ma swoich przeciwników. Słyszałem, że to „seksizm”, „instrumentalne traktowanie kobiet” czy „wykorzystywanie nagości”.

I co pan na to?

– Michał Anioł też malował nagie postacie. Nagość zawsze była obecna w sztuce i w życiu, więc nie będę się od niej odcinać. Ludzkie ciało jest piękne. Poza tym modelki, które w nim wystąpiły, świadomie zgodziły się na udział i zrobiły to w ważnym celu.

Ale nagość sprzedaje dziś wszystko. Biusty są w reklamach komputerów, sprzętu AGD, nawet trumien.

– To tani chwyt, który nie ma nic wspólnego ze sztuką. Jest granica pomiędzy pustym kiczem a subtelnym pokazaniem człowieka i jego piękna. Chcę, aby mój kalendarz prowokował, ale jedynie do rozmów o wegetarianizmie.

Jak powstawał?

– Zainspirowała mnie koleżanka, swoją drogą też wegetarianka, która kiedyś mi powiedziała: „Każdy człowiek, żeby móc się rozwijać, musi działać nie tylko dla siebie, ale dla jakiejś idei”.

Pomysł na kalendarz z aktami wrocławianek wegetarianek miałem w głowie już pięć lat temu, ale nie wiedziałem, jak się do tego zabrać. Nie znam się na sprzedaży i promocji. Szukałem pomocy wśród znajomych: każdy chwalił ideę, ale nikt nie zaoferował pomocy. Stwierdziłem więc, że pora przestać gadać i zacząć działać.

Przejrzałem swoje archiwum ze zdjęciami uzbieranymi przez lata, wybrałem akty wegetarianek lub weganek, złożyłem z nich kalendarz na 2016 rok i wydrukowałem. Podczas drugiej i trzeciej edycji umawiałem się z modelkami już konkretnie na zdjęcie do kalendarza. Dałem też ogłoszenie w internecie. Zgłosiło się kilka kobiet.

A dlaczego nie ma w nim mężczyzn?

– Wielokrotnie słyszałem to pytanie i sam też zastanawiałem się nad zrobieniem kalendarza z mężczyznami. Ale prawda jest taka, że po prostu łatwiej mi fotografować kobiety, bo to one mnie interesują i fascynują.

No a poza tym większość wegetarian i wegan to kobiety.

Kim są te, które panu pozowały?

– To dziesięć wrocławianek, które są wegetariankami lub wegankami. Są piosenkarka, fotografka, tłumaczka, kurierka rowerowa, modelka. Są też studentki, barmanka, pracowniczka call center.

Spory rozrzut.

– Bo wegetarianie to nie tylko stereotypowi ortodoksi czy walczący o zwierzęta aktywiści.

Gdy zaczynałem być wege, byłem jedynym wśród moich znajomych i przyjaciół. Dziś wegetarianizm jest już tak naturalny jak nagość.

Bycie wegetarianinem jest oczywiście łatwiejsze niż kiedyś. Nie trzeba zamykać się w kuchni i samemu gotować, bo bezmięsnych knajp jest we Wrocławiu coraz więcej. A Warszawa znalazła się w tym roku na trzecim miejscu w rankingu na najbardziej przyjazne wegetarianom miasta. Wyprzedziły ją tylko Berlin i Los Angeles.

Może to moda z Zachodu? A może lata uświadamiania, że jesteśmy odpowiedzialni za świat i środowisko?

A jak było u pana?

– Przestałem jeść mięso, mając 16 lat. Mama wyjechała do pracy za granicę, ojciec też pracował całymi dniami. Musiałem więc gotować sobie sam.

Po pół roku zauważyłem, że przez ten czas ani razu nie zjadłem mięsa. Zaskoczyło mnie to, ale doszedłem do wniosku, że skoro mój organizm sam wybierał jedzenie bezmięsne, to znaczy, że tak funkcjonuje mu się lepiej.

Ideologia pojawiła się chwilę później. Teraz głównym powodem, dla którego odrzucam mięso, jest empatia wobec zwierząt i sprzeciw wobec przemysłowej hodowli.

Fotografia też pojawiła się w pana życiu nieco przypadkowo.

– Najpierw chciałem być muzykiem, grałem w zespole rockowym. Studiowałem też architekturę na Politechnice Wrocławskiej. To były początku ogólnodostępnego internetu, który mnie zafascynował. Nauczyłem się robić strony internetowe, a do stron potrzebowałem zdjęć i grafik. Wyszedłem więc z aparatem na miasto i tak już z tym aparatem zostałem.

Jestem samoukiem, nie skończyłem żadnej szkoły. Próbowałem różnych gatunków fotografii: ulicznej, sportowej, krajobrazów, nocnej, reklamowej, koncertowej.

Wreszcie wybrał pan fotografię portretową.

– Wierzę, że fotografia może zmienić świat. Tak było, gdy na zdjęciach oglądaliśmy wojnę w Wietnamie, głód w Afryce, konflikt na Bałkanach. Chciałbym robić coś równie ważnego. Póki co moje zdjęcia na pewno zmieniają światy minimum dwóch osób. Mój, bo odnajduję w ludziach piękno, i modelki lub modela, którzy być może dzięki moim fotografiom pozbywają się kompleksów.